FightBox on Facebook
English (United Kingdom)Polish (Poland)Czech (Čeština)

Czy zawodowy wrestling może być sportem sezonowym?

Po słynnej wpadce z CM Punkiem, która nadal nie daje spokoju licznym fanom wrestlingu, stało się więcej niż jasne, że dla wielu zapaśników federacji WWE całoroczna praca po 24 godziny na dobę jest zbyt dużym obciążeniem zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Problem w tym, że z wyjątkiem paru zawodników ze ścisłej czołówki, czy weteranów powracających na ring na kilka walk, mało kto może sobie pozwolić na dłuższy urlop. Czy zatem ma szansę się sprawdzić system sezonowy podobny do tego, jaki stosuje się w zawodowej koszykówce, hokeju, czy baseballu?

Gdzie leżą przyczyny obecnych problemów?

W świecie wrestlingu istnieje dziś tak naprawdę tylko jedno miejsce, w którym zapaśnicy mogą zarobić poważne pieniądze, a mianowicie federacja World Wrestling Entertainment (WWE). Odkąd w połowie lat 80. ubiegłego wieku federacja zaczęła walczyć o widownię z całych Stanów Zjednoczonych, globalne imperium Vince’a McMahona zdążyło już połknąć wszystkich swoich konkurentów. Mając do dyspozycji ogólnokrajową telewizję, McMahon rozpoczął organizowanie pokazów walk w całym kraju, tym samym wkraczając na „terytoria” innych, regionalnych promotorów, z którymi jego ojciec – poprzedni właściciel federacji – nigdy bezpośrednio nie konkurował. Ponieważ zbijał na tym fortunę, mógł sobie pozwolić na podkupienie najlepszych zawodników od konkurencji. Efektem był niesłychany wzrost popularności wrestlingu w latach 80. pod sztandarami „Hulkamanii”, której liderem był oczywiście Hulk Hogan.

Zawodnicy WWE byli wówczas podzieleni na trzy grupy, które odwiedzały jednocześnie różne regiony Stanów Zjednoczonych. Bywały więc dni, w których WWE organizowało o tej samej porze trzy różne imprezy w trzech różnych amerykańskich miastach. Czasami grupy te brały nawet udział w dwóch imprezach jednego dnia. Stawanie w ringu po 5-7 razy w tygodniu i więcej może być naprawdę wyczerpujące dla ciała i umysłu. Twarde lądowania na macie, wielogodzinne przejazdy, przeloty samolotami, życie na walizkach i ciągłe przebywanie w środowisku przypominającym świat gwiazd rocka było dla tych ludzi codziennością.

Jakie były skutki?

W przypadku zawodników z lat 80. życie według tak wyczerpującego harmonogramu miało swoją wysoką cenę. W tamtych czasach nie było gwarantowanych umów, dostępu do opieki medycznej na miejscu, czy urlopów zdrowotnych przyznawanych po kontuzji. Kto nie pracował, nie dostawał pieniędzy. Wielu zawodników odczuwało presję zmuszającą ich do codziennego stawania w ringu bez względu na odnoszone kontuzje. Wielu z nich miało bowiem rodziny na utrzymaniu i rachunki do opłacenia. Gdy wchodzisz na ring jako wrestler, za każdym razem narażasz swoje życie i nigdy nie masz pewności, czy następna walka nie będzie twoją ostatnią. Musisz zarabiać, póki jeszcze masz taką możliwość. Z tych powodów wielu zawodników padło ofiarą narkotyków i innych nałogów, które pomagały im radzić sobie z tym wszystkim. To dlatego właśnie tak wielu z nich przedwcześnie teraz umiera.

Czy obecnie sytuacja jest lepsza?

W dzisiejszych czasach wiele z tych pułapek da się ominąć. Zawodnicy dostają urlopy na wyleczenie kontuzji, wstrząsy mózgu i inne takie urazy są teraz lepiej rozpoznawane, a ponadto podjęto odpowiednie kroki, aby nie narażać ich zdrowia na niepotrzebne niebezpieczeństwo. WWE zatrudnia własnych pracowników medycznych, kandydaci na wrestlerów muszą przed pierwszą walką przejść rygorystyczne badania lekarskie, a do tego regularnie są przeprowadzane testy na obecność narkotyków. Współcześni zapaśnicy mogą ponadto uczyć się na błędach popełnianych przez ich poprzedników.

Jedno, co wydaje się jednak niezmienne, to całoroczny harmonogram pracy zapaśników WWE. W każdy poniedziałkowy i piątkowy wieczór federacja pokazuje swoje programy telewizyjne: Monday Night Raw oraz Smackdown. Stanowią one przedsmak comiesięcznych gal organizowanych w systemie pay-per-view, takich jak doroczna, kwietniowa WrestleMania, która zwykle gromadzi 70-80 tysięcy fanów na trybunach oraz miliony widzów z całego świata przed ekranami. W międzyczasie w najróżniejszych częściach globu odbywają się jeszcze setki innych pokazów, które nie są transmitowane w telewizji.

Skutkiem tego wszystkiego jest wypalenie zawodowe wielu zawodników. Po niedawnej gali Royal Rumble z federacji odszedł CM Punk. Zdaniem wielu obserwatorów spowodowane to było jego wypaleniem oraz frustracją odczuwaną wobec firmy. Wielu innych zawodników, w tym Kurt Angle i Rob Van Dam, zdecydowało się porzucić WWE i przyjąć ofertę federacji TNA ze względu na lepszy harmonogram podróży.

Czy system sezonowy wchodzi w grę? Na czym to by polegało?

Moim zdaniem rozwiązaniem problemu mogłoby być wprowadzenie systemu sezonowego. Sezon wrestlingu mógłby na przykład rozpoczynać się pod koniec lata wielką sierpniową imprezą Summer Slam, a kończyć kwietniową WrestleManią. W ten sposób zawodnicy pracowaliby przez 8-9 miesięcy, a potem mieliby 3-4 miesiące na podreperowanie zdrowia, spędzenie czasu z rodzinami, czy zajęcie się różnymi innymi rzeczami. Dałoby to im czas na naładowanie akumulatorów w celu utrzymania zdrowia fizycznego i psychicznego. Zamiast udawać, że są przez cały czas w pełni zaangażowani, zapaśnicy mogliby zrobić sobie przerwę i złapać nowy oddech.

Myślę, że wprowadzenie systemu sezonowego dobrze odbiłoby się również na kreatywności promotorów. Gdy masz określone ramy czasowe, łatwiej jest wymyślać scenariusze dla poszczególnych postaci. Ciągłe zmuszanie autorów do wymyślania przez cały rok kreatywnych scenariuszy podnoszących wyniki oglądalności nie może prowadzić do niczego dobrego. W proponowanym systemie mieliby oni kilka miesięcy na przygotowanie ciekawej fabuły na nadchodzący sezon. W czasie rozgrywek trzeba byłoby oczywiście modyfikować te pomysły w reakcji na pojawiające się problemy, ale przynajmniej byłoby więcej czasu na przygotowania i przemyślenie pewnych spraw z wyprzedzeniem.

Kolejnym plusem byłoby to, że fani mogliby nieco odpocząć od walk, a potem z utęsknieniem czekać na ich ponowne rozpoczęcie. Można tu przytoczyć kilka starych prawd: „nie wiesz, co masz, dopóki tego nie stracisz”, „poufałość rodzi lekceważenie”, a „o nieobecnych myślimy życzliwiej”.

Rewolucyjny pomysł

A gdyby tak wprowadzić w federacji WWE model podobny do ligi futbolu amerykańskiego NFL? Gdyby programy Raw i Smackdown traktować jak konferencje AFC i NFC, a wrestlerów jak poszczególne zespoły futbolistów? Każdy zawodnik walczyłby w sezonie ze wszystkimi rywalami ze swojej konferencji, otrzymując punkty za zwycięstwa. Po zakończeniu sezonu regularnego rozpoczynałyby się rozgrywki play-off, których zwieńczeniem byłby odpowiednik meczu Super Bowl, czyli WrestleMania, gdzie w walce wieczoru zmierzyłoby się ze sobą dwóch najlepszych zawodników z obu konferencji. W takim systemie każda walka automatycznie zyskiwałaby na znaczeniu, a zawodnicy wchodziliby na ring odpowiednio zmotywowani. Czy taki pomysł może się sprawdzić w zawodowym wrestlingu? Kto wie?

Plan B

Nawet jeśli pomysł z systemem sezonowym nie wypali, to i tak uważam, że zawodnicy powinni mieć obowiązkowy urlop co 6-8 miesięcy. Powinni mieć przewidziany przymusowy odpoczynek, na czas którego byliby w pomysłowy sposób wykreślani z aktualnych wątków scenariuszowych. Nie należy oczywiście pozbywać się wszystkich gwiazd naraz, ale przyjąć odpowiednią strategię na cały rok i tymczasowo odsuwać pewną liczbę zawodników od walk, aby uniknąć sytuacji, takich jak ta z CM Punkiem. Jestem przekonany, że wrestlerzy poszliby na to i rzadziej mieliby problemy z kontuzjami, czy wypaleniem.

Podsumowanie

Mówiąc krótko: dominująca pozycja jednej firmy i brak widocznej konkurencji sprawia, że wrestling jest obecnie w poważnym zastoju. Przeminęły już czasy poniedziałkowych starć rywalizujących ze sobą federacji określane mianem „Monday Night Wars”. Brak motywacji do ulepszania oferowanego produktu ponad to, co jest uważane za wystarczające, doprowadził do tego, że poziom kreatywności jest na rekordowo niskim poziomie, nie pojawiają się nowe megagwiazdy, a cała branża popadła w letarg. Być może takie rewolucyjne zmiany są zastrzykiem energii, którego wrestling potrzebuje, aby odżyć na nowo. A może jednak doprowadziłyby one do ostatecznego końca federacji WWE? Co o tym myślicie? Jeśli macie jakieś pytania lub uwagi, podzielcie się nimi w serwisach społecznościowych lub piszcie do mnie bezpośrednio na adres e-mail. Do zobaczenia w przyszłym miesiącu.

 

- Daniel Austin (Don Roid)

 

daniel.austin@spiintl.com

www.facebook.com/realdonroid

www.twitter.com/donroidDDW

www.fightbox.com/en/blog

  • Dodaj na:
    Facebook Google Bookmarks